O zakupach w Triny.pl, kilka słów o rosyjskich kosmetykach :)

Cześć
W czwartek złożyłam swoje pierwsze zamówienie na stronie Triny.pl. Miałam pewne problemy z rejestracją, ale dostałam natychmiast odpowiedź na e-mail i wszystko poszło sprawnie. Jestem strasznie zadowolona z obsługi sklepu! Produkty, które zamówiłam dotarły w nienaruszonym stanie, a co najważniejsze- już w piątek. Skorzystałam z tygodnia darmowej dostawy. Z tego co wiem taka sama możliwość (niedoliczania kosztów przesyłki) będzie 2 grudnia, w Dniu Darmowej Dostawy. Ja już nie będę z niego korzystać, skoro udało mi się do wcześniej :) W pudełku znalazły się zamówione przeze mnie produkty, ale także 2 ulotki, faktura i co było miłym zaskoczeniem- lizak w opakowaniu z nazwą sklepu :) Na pewno to nie były moje ostatnie zakupy na tej stronie :) Trochę się wahałam, czy nie zamawiać na ekopiekno.pl, ale na Facebookowym fanpage Triny (którego polubiłam przy okazji jakiegoś konkursu) zauważyłam informację o darmowej dostawie i postanowiłam skorzystać :)

Co kupiłam i ile to kosztowało?
Bioluxe- Krem do twarzy z aloesem (5 zł/ 40 ml)
Fitocosmetic- Biała glinka anapska ze srebrem (8 zł/ 100g)
Kąpiel Agafii- Maska do włosów regenerująca ekspresowa (5,52 zł/ 100ml)
Kąpiel Agafii- Maska do włosów siedmiu ziół (5,52 zł/ 100ml)



Łącznie wydalam trochę ponad 24 zł. Myślę, że to nie jest specjalnie duża kwota, skoro kupiłam krem, który jest wydajny, glinkę, której nie sypie się łyżkami, tylko stopniuje się jej ilość w maseczkach i dwie maski, które mają po 100ml, co mam nadzieję, starczy mi na jakieś 5 użyć.



Poniżej prezentuję składy zamówionych produktów (7 ziół, regenerująca, krem):





A Wy stosujecie rosyjskie produkty? Czy jesteście ciekawi mojej opinii na temat któregoś z produktów? :)

Recenzjatorka
Czytaj dalej »

Citrus Tango od Yankee Candle- orzeźwiający umilacz, czy toaletowe nuty?

Cześć!
Mój nos jest dość wybredny. Po dłuższym czasie palenia w kominku Vanilla Lime wyczułam w nim nieprzyjemną, toaletową nutę. I żeby być dosadną, uściślę to porównanie- pachnie mi kostką do toalet. Poważnie. Mimo, że początkowo była to przyjemna wanilia z nutą limonki, to teraz ten zapach przestał mi się podobać. Dlatego trochę się obawiałam Citrus Tango, ale w końcu wpadł w moje ręce. Jesteście ciekawi, czy również na nim się zawiodłam, czy może faktycznie jest czarującym zapachem cytrusów? Zapraszam :)


Opis ze strony sklepu Goodies.pl: ,,Tango to taniec miłości i namiętności. Według popularnego szlagieru – najlepiej wychodzi w parze. Yankee Candle udowadnia jednak, że w tercecie także można zatańczyć sprawne te trudne kroki. Wszystko za sprawą tarteletki Citrus Tango – letniej propozycji dla fanów aromaterapii w domowym wydaniu. W egzotycznie słonecznym, pięknie wybarwionym wosku jeden rytm utrzymują skórka z cytryny, olejek pomarańczowy i nuty grejpfrutowe. Tak zatańczony układ jest pełen emocji i pozytywnej, południowej energii. Nie ma tu przesadnej słodyczy, ani nadmiernej goryczy. Jest za to dużo harmonii i radości, która – bardziej niż z tangiem – kojarzy się z wesołą salsą. Tarteletka cudownie odświeża otulone słonecznym upałem wnętrza, a w letnie wieczory daje powiew tak potrzebnej rześkości. Bardzo trwały, intensywny zapach sprawdzi się w każdym wnętrzu i uwiedzie zmysły miłośników tanga i cytrusowego odświeżania."


Ile z tego prawdy? Faktycznie po odpaleniu w kominku są wyczuwalne aromaty pomarańczy, grejpfruta i limonki. I chyba właśnie limonka (a może grejpfrut?) przeszkadza mi w tymże zestawieniu. Początkowo zapach jest dość ciekawy, intensywny, cytrusowy, ale czuć w nim taką nutę, o której pisałam na początku-toaletową. Być może to tylko moje subiektywne odczucia, ale czuję się w obowiązku napisania Wam o tym. Przy drugim odpaleniu było trochę przyjemniej. Nie wiem od czego to zależy, ale jestem pewna, że każdy w wosków który posiadam, gdy już zastygnie w kominku i jest rozpuszczany ponownie- traci na intensywności. Z tym było podobnie i gdy zapach trochę wywietrzał, stał się łagodniejszy i bardziej przyjazny. Mimo wszystko, szału nie robi. Nie skuszę się na niego ponownie i może następnym razem odpalę go w łazience :D 
Wosk kosztował 7 zł i możecie go kupić na Goodies.pl :)

Jaka jest Wasza opinia o tym wosku? Do jakich zapachów ciągnie Was jesienią? :)

Pozdrawiam, Recenzjatorka

Czytaj dalej »

Wosk, który pachnie mi bzem.. Lovely Kiku od Yankee Candle

Cześć!
Niedawno złożyłam zamówienie w Goodies.pl, także aby nagrodzić osobę, której poszczęściło się w rozdaniu (chcecie następne? :)). Zamówiłam dla siebie kilka wosków. Tym razem postawiłam na mniej jesienne zapachy, wśród których znalazły się m.in: Bahama Breeze, Wakiki Melon, Black Plum Blossom i bohater dzisiejszego posta- Lovely Kiku.


Opis ze strony Goodies.pl: ,,Wbrew pozorom kwiat wiśni nie jest jedynym, florystycznym symbolem Japonii. Równie istotny jest kwiat chryzantemy, nazywanej przez Japończyków „kiku”. Połączenie tych dwóch pachnących, bardzo urodziwych odmian stało się dla Yankee Candle aromaterapeutyczną inspiracją. Efektem sprawnego zmieszania esencji kwiatu wiśni i nut wydobytych z płatków fioletowej chryzantemy jest bardzo wiosenna, odświeżająca propozycja. Wyrafinowanego smaku nadają jej ciepłe, lekko pieprzne akordy waniliowe. To dzięki nim wosk Lovely Kiku jest tak interesujący, azjatycki i zawierający w sobie wszystko to, co w Japonii jest najlepsze i najbardziej pociągające."


Cena wosku bez promocji to 7 zł i możecie znaleźć go np tutaj (klik). Wosk starcza na długo, więc cena jest adekwatna do jakości produktu. Zapach przy pierwszym odpaleniu mnie całkowicie oczarował. Poczułam zapach świeżo zerwanego bzu. Chociaż w opisie sklepu możemy przeczytać o chryzantemach i kwiecie wiśni, to Lovely Kiku jest dla mnie odzwierciedleniem bzu. Przy kolejnych odpaleniach zapach nie był już tak intensywny, ale tak mi się wydaje przy każdym wosku. Zapach nie roznosi się po całym domu, bo nie jest bardzo intensywny- należy do lekkich, przyjemnych i żywych zapachów. Jestem nim bardzo mile zaskoczona i stał się moim ulubieńcem! :)


Ten i pozostałe woski znajdziecie w stacjonarnych sklepach oraz w Internecie, m.in na stronie, z której ja zamawiam woski i jestem bardzo zadowolona z obsługi- Goodies.pl.

A czy Wam spodobał się Lovely Kiku?
Pozdrawiam, Recenzjatorka

Czytaj dalej »

Priorin Extra- moja opinia po 3 miesiącach kuracji.

Witajcie!
Kilka miesięcy temu w ramach współpracy otrzymałam do testowania Priorin Extra. 29 sierpnia w tym poście napisałam Wam o pierwszych efektach ze stosowania. Wtedy zauważyłam, że włosów wypada trochę mniej, ale nadal sporo i na głowie pojawiły się babyhair. Od tego momentu minęło trochę czasu, ale czy wpłynął on pozytywnie na moją opinię o tym produkcie? 


Jedno opakowanie produktu zawiera 60 dość dużych kapsułek przeznaczonych do połknięcia. Kosztuje ono ponad 100 zł, co jest dość sporą kwotą. Wynika ona z cen składników użytych do produkcji suplementu. Tutaj możecie zobaczyć jego zawartość:


Producent proponuje, aby codziennie wziąć 2 tabletki. Początkowo tak postępowałam, później jednak zmodyfikowałam tę liczbę i brałam 1 tabletkę dziennie, kilka jeszcze mi zostało. Połykanie tabletek nie sprawiało mi problemu, ale wiem, że część Was się z nim spotkała. 

Podczas 3-miesięcznej suplementacji Priorinem moje włosy wypadały mniej niż zwykle. Bardzo mnie to cieszy, bo mało który produkt robił cokolwiek z moim wypadaniem. Mimo, że włosów nadal leci sporo, to temu produktowi udało się tę ilość ograniczyć. Nie jest to spektakularny efekt, ale najważniejsze, że w ogóle jakiś jest. Mój organizm jest wyjątkowo oporny na suplementację. Poza tym kuracja zafundowała mi trochę nowych babyhair. Przyznam jednak, że liczyłam na coś więcej. Pokładałam w nim nadzieję na całkowite lub prawie całkowite wyeliminowanie wypadania.  Mimo wszystko, jestem zadowolona z jego działania i polecam Wam wypróbować ten suplement, jeżeli jego cena Was nie odstrasza. 

Jeśli chodzi o przyrost, to był on standardowy. Jakiś czas temu podcięłam włosy o ok. 2,5 cm i w tym miesiącu włosy mają mocniejszy skręt, dlatego na porównaniu nie widać dużej różnicy.

lipiec/ listopad


Pozdrawiam, Recenzjatorka

Czytaj dalej »

3 oleje na moich włosach i twarzy: z avocado, arganowy oraz z pestek winogoron.

Witajcie!
Przygotujcie się na posta- tasiemca. Będzie on opowiadał o 3 olejach, których aktualnie używam najczęściej w mojej pielęgnacji włosów i twarzy. Znajdziecie tutaj kilka słów o ich właściwościach, cenach, dostępności w różnych sklepach, pierwszych wrażeniach ze stosowania ale także opinię wyrobioną po pół roku stosowania, więc zapraszam :)


Olej arganowy
Swój zamówiłam ze strony Goremi (zdrowekosmetyki.com), na której za 30 ml oleju płacimy 5,10 zł. Dla porównania na ZSK za tą samą pojemność płacimy 16,50 zł. 
Olej arganowy to bogactwo nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz witaminy E. Ma właściwości nawilżające, regenerujące i ochronne. Poprawia elastyczność skóry i może pomóc w walce z trądzikiem.
Na moich włosach olejek arganowy solo się zupełnie nie sprawdza. Nie robi z nimi zwyczajnie nic. Poza tym nie pachnie zbyt ładnie. Dopiero gdy dodałam go do odżywki, która sama w sobie także nie miała spektakularnego działania, pokazał swoje właściwości. Włosy były nawilżone, ale jednak nie do końca dociążone. Moje włosy lubią produkty, które zawierają olej arganowy i dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy czysty olej się na nich nie sprawdził. 
Z kolei na skórze od razu przyniósł ciekawe efekty- stała się bardziej nawilżona, wyskakiwało na niej mniej niespodzianek. Zazwyczaj cienką warstwę oleju wmasowuję w skórę wieczorem. Z czasem jego działanie na twarzy trochę osłabło, być może skóra przyzwyczaiła się do tego oleju. Wtedy do pielęgnacji włączyłam  najpierw olej z awokado oraz później z pestek winogron i teraz stosuję wszystkie trzy naprzemiennie. 


Olej avocado
Mój również pochodzi ze sklepu Goremi, bo zamówiłam go razem z olejem arganowym. W tym sklepie za 30 ml oleju rafinowanego zapłacimy 3,55 zł. Na ZSK 30 ml organicznego oleju kosztuje 12,99 zł, a naturalnego 5,47 zł. 
Olej  avocado jest nazywany olejem 7 witamin (A, B, D, E, H, K, PP), jest łatwo wchłaniany przez skórę. Ma działanie regenerujące, kojące, ochronne i wygładzające. 
Na moich wysokoporowatych, suchych włosach  ten olej sprawdza się genialnie. Pozostawia je nawilżone i dociążone, nie rozprostowując przy tym ich naturalnego skrętu. Zarówno solo jak i dodawany do innych produktów przynosi świetne efekty. 
Podobnie działa na skórę,  pozostawiając ją ukojoną i nawilżoną. Stosuję go podobnie jak olej arganowy. Ten ma zdecydowanie ładniejszy zapach :)


Olej z pestek winogron
Ten, który posiadam to akurat prezent, ale olej z pestek winogron znajdziecie nawet w marketach z artykułami spożywczymi. Na Triny.pl za 30 ml zapłacimy 13,60 zł.
Jest bogactwem nienasyconych kwasów tłuszczowych, witaminy E, A, B6 oraz minerałów. Zapewnia nawilżenie oraz zapobiega powstawaniu zmarszczek. Jest pomocny w walce z opuchlizną wokół oczu. Co ciekawe pomaga też w przypadku leczenia żylaków i pajączków. 
Od początku do tej pory- przez pół roku niestety używany w różnych formach, nie został polubiony przez moje włosy.
Ze skórą na szczęście jest trochę inaczej. Używa się go dużo przyjemniej niż pozostałych olei, ponieważ jest rzadszy i mniej tłusty. Dlatego szybciej się wchłania i nie brudzi tak wszystkiego w okół. Nie ma silnego zapachu, jest on niemal niewyczuwalny. Pozostawia skórę nawilżoną, ale nie jest to tak silne nawilżenie, jak po użyciu oleju arganowego czy avocado. 

A jak u Was sprawdziły się te oleje? Napiszcie koniecznie, jaki jest Wasz ulubiony olej! :)

Pozdrawiam, Recenzjatorka
Czytaj dalej »

Maska na bazie siemienia lnianego- przygotowanie i efekty.

Cześć! 

W ostatnim poście zapowiedziałam, że w najbliższym czasie napiszę o masce z siemienia lnianego, jaką nakładam na swoje włosy. I dzisiaj właśnie chciałam podzielić się z Wami swoimi spostrzeżeniami na temat tego eksperymentu :).
Może zacznę od tego, że siemię lniane, którego używam nie jest zmielone. Ok łyżeczkę siemienia zalewam ciepłą wodą do połowy kubka, przykrywam talerzykiem i tak pozostawiam na kilka godzin. Powstaje glutowata substancja, ale nadal bardziej wodnista, niż ta która powstaje po gotowaniu siemienia, do czego nie mam cierpliwości. Do tak przygotowanego siemienia dodałam ok. 3 łyżeczki odżywki Isana (niebieska wersja) i kilka kropel olejku arganowego. Całość wymieszałam, nie odcedzałam ziarenek, bo nigdy mi się to w zupełności nie udaje, a jest je wbrew pozorom łatwo wypłukać z włosów. Taką mieszankę nałożyłam na umyte szamponem z SLS włosy i pozostawiłam ją na nich przez ok. pół godziny. Później wszystko spłukałam letnią wodą i odsączyłam nadmiar wody w ręcznik. Na końcówki nałożyłam serum silikonowe z Marion- olejki orientalne i pozostawiłam do naturalnego wyschnięcia.
Dzięki temu włosy były dociążone, ale jednocześnie lekkie, przy tym były bardziej błyszczące. Skręt początkowo był regularny i dość mocny (mocniejszy niż zwykle), a po dniu w kucyku wyglądały tak, jak na zdjęciu poniżej. Zdjęcie wykonane zostało w naturalnym świetle.



Próbowałyście masek z dodatkiem siemienia? Pochwalcie się swoimi miksturami :)


Pozdrawiam, Recenzjatorka
Czytaj dalej »